-Cholera... cholera!-Wykrzyczałem ze złości. Leżałem tak 10 minut, aż w końcu próbowałem wyciągnąć telefon z kieszeni, gdy już trzymałem go w ręku natychmiast zadzwoniłem do Davy. Odebrała po pierwszym sygnale
-Ron.. gdzie ty do cholery jesteś?!
-Davy... przyjdz do tego starego mieszkania gdzie byłem kiedyś... proszę.-Wyszeptałem, po czym zamknąłem oczy... czekałem...
*~*
Wciąż miałem zamknięte oczy... mimo tego słyszałem i widziałem wszystko co dzieje się w tym pokoju. Na całym ciele miałem bandaże, były zakrwawione... Leżałem w pokoju Davy. Otworzyłem oczy. Wszystko zdawało się jaśniejsze niż wcześniej... Usiadłem na łóżku spoglądając kątem oka na lustro, kolor oka nie zmienił się. Ubrałem się w jakąś mizerną czerwoną koszulę z byle jakimi czarnymi podartymi spodniami a następnie wyszedłem z pokoju, postanowiłem nie ukrywać tego koloru przed Davy. Nie miałem wyboru. Kierowałem się wolno w stronę salonu, schodząc po schodach zauważyłem dwóch kolesi a na środku Davy. Mieli na sobie kaptury... jeden z nich podszedł bliżej Davy łapiąc ją za szczękę i zarazem przyciskając ją do blatu. Zszedłem cicho na dół podchodząc potajemnie do jednego z nich który był odwrócony do mnie plecami, przeszukałem szybko kieszeń spodni i na szczęście znalazłem tam swój stary nożyk. Davy mnie zauważyła, położyłem palec na swoich ustach dając jej znak żeby była cicho. Złapałem jednego zbira jedną ręką przytrzymując mu klatkę a drugą trzymając przy szyi nożyk.
-Radzę zabrać Ci ze sobą tego koleżkę i wyjść z domu ładnie zamykając drzwi. -Wyszeptałem mu do ucha, jednak on nie dawał za przegraną. Odwrócił się do mnie chcąc zadać mi uderzenie w brzuch, szybko się odsunąłem... byłem jakiś szybszy niż kiedyś... coś się ze mną działo... Koleś ponownie próbował we mnie wycelować jednak tym razem schyliłem się uderzając go łokciem w żołądek. Upadł na ziemię łapiąc się za brzuch, najwidoczniej nie był doświadczony w bijatykach. Drugi koleś puścił Davy podchodząc do swojego kolegi.
-Długo mam czekać aż stąd pójdziecie czy mam to sam załatwić?
Towarzysz zabrał swojego rannego kolegę szybko wybiegając z domu. Podszedłem do drzwi wyjściowych i zamknąłem je na klucz, wracając do kuchni spojrzałem na Davy... wyglądała jakoś inaczej niż zwykle.
-Wszystko w porządku?
-Tak...- Wyszeptała... teraz.. gdy jesteśmy sami... nie potrafi mi spojrzeć w twarz... dlaczego? Wyszedłem z kuchni kierując się do toalety, gdy stanąłem przed lustrem ponownie poczułem straszne kłucie w oku... i znów ta postać...dlaczego znów się pojawia skoro mówiła że już nigdy się nie pojawi?
-Słuchaj mnie uważnie, teraz to na prawdę nasze ostatnie spotkanie. Nie możesz dalej spotykać się z Davy... przynosisz jej nieszczęście, właściwie to twoje oko...